Zgromadzenie Sióstr
Franciszkanek Misjonarek Maryi
Prowincja Europy Środkowej i Wschodniej

Kiedy pomyślę o moich ślubach, moje serce bije inaczej. Inaczej to znaczy jak? Chyba nie potrafię tego dobrze nazwać. Tego dnia doświadczyłam Jego obecności - to ogromna tajemnica, tak to czytam. Doświadczyłam Jego Miłości, a w sobie miałam wiele pokoju i radości.

Gdy skończył się czas Emausu, pojechałam do rodziców. Tam rozpoczęliśmy różnego rodzaju przygotowania do ślubów. Moja rodzina bardzo się w to zaangażowała, to było piękne. Mieliśmy cały plan, kto gdzie będzie nocować, kto po kogo pojedzie. Sprzątaliśmy podwórko, dom i wiele rzeczy robiliśmy razem. Pięć dni przed uroczystością pojawił się problem z salą i trzeba było ją zmieniać. Na szczęście udało się, ale ten problem okazał się mały, choć na tamten moment bardzo mnie stresował. Trzy dni przed ślubami mój zaangażowany tata, który cieszył się tą uroczystością, stresował si ę i wzruszał, trafił do szpitala. To było dla mnie bardzo trudne, razem z rodzeństwem szukaliśmy możliwości, jak możemy mu pomoc. Ja chodziłam i płakałam, łzy same cisnęły mi się do oczu, nie potrafiłam inaczej. Wiedziałam, że Pan Bóg jest w tym doświadczeniu, jest ze mną i powtarzałam Mu: „Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”, „Kocham Cię” , „Wiem, że Jesteś, ale to dla mnie trudne, nie potrafię nie płakać”. Lekarze badali tatę i mówili, że nie wiedzą, kiedy Go wypuszczą do domu, może najwcześniej w sobotę. Nie wiedzieliśmy, czy tata będzie obecny na ślubach, wszystko wskazywało na to, że nie. Prosiłam moje Siostry, przyjaciół i znajomych o modlitwę i oni się modlili, co chwilę dostawałam wiadomość o odprawionej Eucharystii za tatę i rodzinę, a to jeszcze bardziej ściskało moje serce, bo w tym trudnym czasie otrzymywałam tak wiele. Byłam tak bardzo wdzięczna Jezusowi za moje Siostry FMM i za moich przyjaciół. W środę wieczorem zadzwoniła do mnie jedna z moich zaprzyjaźnionych sióstr fmm. To był późny wieczór, siedziałam w łóżku i płakałam jej do słuchawki. Tak bardzo jestem jej wdzięczna za ten telefon. Po pewnym czasie naszej rozmowy, o ile to można tak nazwać, zapytała mnie: „Czego byś teraz potrzebowała?”, ja powiedziałam, że tak bardzo bym chciała teraz posiedzieć z Jezusem na Adoracji, tak bardzo bym tego chciała, chciałabym się Mu wypłakać i z Nim pobyć, a tutaj nie mam jak. Ona nie zastanawiając się długo powiedziała, że możemy się połączyć z kamerką, poszła więc do kaplicy, otworzyła tabernakulum i razem adorowałyśmy Pana. Tak to było piękne! Klęczałam wpatrzona w Jezusa i płakałam. Ogromny prezent. Kolejnego dnia (czwartek) okazało się, że będzie Adoracja w parafii, więc od razu się na nią wybrałam, razem ze mną poszła też moja mama. Kolejny prezent. Tak bardzo czułam, że ON jest. Nie wiedziałam, co będzie z tatą, wciąż nie mieliśmy konkretnych informacji ze szpitala, bo robili tacie ciągle jakieś nowe badania. W piątek zaczęły przyjeżdżać siostry i to był pierwszy dzień, w którym przestałam już płakać, tak bardzo potrzebowałam ich obecności. Jestem im wdzięczna, że były. Zaczęło się bieganie, przyjmowanie gości, próby, ale w tym bieganiu był ON. W piątek przed południem okazało się, że wypuszczą tatę ze szpitala na przepustkę aż do poniedziałku. Ach, jaka radość, jaka ulga. Tata będzie... dziękuję Ci, Panie(pomyślałam).

Sobota. Noc była nieprzespana, bo moja kochana babcia (jak nigdy wcześniej) słuchała bardzo głośno do 5 rano radia. Najpierw mnie to bardzo denerwowało, ale potem śmiałam się z tego. No cóż...życie. Miałam w sobie marzenie, żeby tego dnia się wyspowiadać i Pan tak to wszystko ułożył, że się udało. Rano przed całą uroczystością wyspowiadałam się w moim rodzinnym domu.  Potem szybka próba w kościele i zaczynamy. Najpierw poprosiłam rodziców i rodziców chrzestnych o błogosławieństwo. Nie przejmowałam się już tym, czy będę płakać czy nie, czy dam radę, czy nie dam. Po prostu w to weszłam, a On zajął się całą resztą. Podczas błogosławieństwa wzruszaliśmy się chyba wszyscy, natomiast kiedy przyszłam już do kościoła, nie potrafiłam się nie cieszyć. W sercu była radość, pokój i czułam Jego obecność. Ta uroczystość była piękniejsza niż ją sobie wcześniej wyobrażałam. Doświadczenie Miłości, pokoju i radości. Nie wiedziałam, że może być tak pięknie. Mogę śmiało powiedzieć, że to był dzień spędzony z Nim i to jest najważniejsze. Tego życzę każdej mojej siostrze i nie tylko siostrze, bo On jest Miłością i jest zawsze wierny. Po ślubach czuję się jeszcze bardziej Jego i jestem ogromnie wdzięczna z łaskę powołania do fmm.

DZIĘKUJĘ Wam kochane siostry za Wasze wsparcie, obecność, za to, że mogę być Waszą siostrą.

s. Marta Hewelt fmm