Parabola o dwóch sługach a życie w lubelskiej wspólnocie
Pandemia wirusa zaskoczyła nas wszystkich. Nikt, nawet posiadacz dużej wyobraźni, nie mógł przewidzieć takiego życia, jakie jest teraz naszym udziałem. Ta nowa sytuacja wzbudziła w każdej z nas inne uczucia. Czasem było to niedowierzanie: ? Czy to możliwe, żeby to była prawda?? Czasem lęk i strach przed chorobą, a może nawet przed śmiercią?...
A czasem gniew i bezsilność, że okoliczności zmuszają nas do pozostania w domach. Jako ?dobre? misjonarki razem z całą lubelską wspólnotą, przyłączyłyśmy się do ogólnoświatowej gorącej modlitwy o jak najszybsze ustanie pandemii. Ja też żarliwie Pana o to prosiłam. Pewnego dnia jednak, w moim sercu, pojawiła się wątpliwość: czy ja modlę się rzeczywiście zgodnie z Bożą Wolą??? Ten niepokój zasiała w mym sercu pewna parabola, którą opowiedział w jednej ze swoich homilii ks. abp Paryża Michel Aupetit.
A oto ona:
?Był sobie pan, który miał dwóch służących. Pewnego dnia zlecił im zaniesienie 4 worków mąki, (z których każdy miał po 20 kg), do swojego przyjaciela, który mieszkał w małym domku na szczycie wysokiej góry. Oczywiście to było zadanie bardzo trudne: wnieść na wysoką górę po 40 kg mąki. Poniewież obaj słudzy byli bardzo religijni, więc zaczęli się modlić. Modlili się długo i żarliwie, a następnie wrócili do swojego pana, by wziąć worki i wyruszyć na górę. Pan, powiedział do pierwszego sługi: ?Myślę, że ostatecznie mojemu przyjacielowi wystarczy trochę mniej mąki, więc Ty weź tylko jeden worek.? Pierwszy sługa ucieszył się przeogromnie. Wziął więc worek 20 kg i udał się na wysoką górę. Drugi otrzymał dwa worki po 20 kg - tak jak było umówione. I ten wyruszył na górę. Obaj słudzy doszli do domku na górze równocześnie. Przyjaciel pana, otrzymawszy worki z mąką, podziękował pierwszemu słudze, a drugiemu pogratulował, mówiąc: ?Brawo! Taki ciężar wniosłeś na górę?. Po zakończeniu swojej misji obaj słudzy schodzili z góry. Wracając do domu, ten pierwszy powiedział do drugiego: ?Widzisz, ja modliłem się do Boga, by zmniejszył mój ciężar. I Bóg mnie wysłuchał - dostałem tylko jeden worek mąki.? Drugi natomiast powiedział: ?No widzisz, ja też modliłem się do Boga z całej mojej siły. I prosiłem, by dał mi wystarczająco sił, bym mógł donieść te ciężkie worki. I Bóg mnie wysłuchał.?
Arcybiskup kończył swoją homilię pytaniem: ?A Ty? Jak Ty się modlisz? Czy tak jak ten pierwszy sługa, prosząc Boga, by wziął od Ciebie Twoje ciężary? Czy też prosisz Ducha Świętego, by dał Ci moc i siłę, by stawić czoła życiu z jego problemami i lękami z coraz większą miłością, bo to pomoże Ci otworzyć się na przyjęcie darów i łask Pana??... Pomyślałam, że my - ?dobre? misjonarki - modlimy się dokładnie tak, jak ten pierwszy sługa. A przecież ON chce nas uzbroić w Moc Ducha, byśmy sobie w tym czasie poradziły, byśmy ten czas przeżyły dobrze i wzmocniły swe serca Jego Miłością. Lęk nie uchroni nas przed chorobą; bezsilność nie pokona wirusa, a jeśli przyszła nasza godzina, to znaczy, że Bóg ją dla nas wybrał. I ta refleksja pomogła mi trochę inaczej spojrzeć na ostatnie wydarzenia naszej lubelskiej wspólnoty. A oto niektóre z nich:
- Tuż po wybuchu w Polsce epidemii ruszyła w Lublinie akcja ?Maseczki dla służb? i z różnych stron dochodziły do nas prośby o pomoc w szyciu maseczek. Trudno było odmówić, więc wspólnymi siłami (postulancko - siostrzanymi) włączyłyśmy się w tę akcję, bo jeśli nas proszą...
- Jeszcze nie zakończyłyśmy tej pierwszej akcji, gdy przyszedł telefon z prośbą o włączenie się w akcję ?Maseczka duchowa?, czyli w akcję modlitwy za chorych na wirus i za ich rodziny. Dostałyśmy 10 imion osób przebywających w lubelskim szpitalu jednoimiennym. Co było robić... Siostry od razu podzieliły się imionami i modlitwa ruszyła.
- Lubelska poradnia psychologiczna, na czas pandemii, szukała wolontariuszy do telefonicznego counselingu... No i znalazła siostrę u nas...
- W momencie zamknięcia szkół i przedszkoli, nasza sąsiadka (samotnie wychowująca dwójkę dzieci) zadzwoniła, że jest bezradna: musi iść do pracy, a nie ma nikogo, kto zaopiekowałby się jej dziećmi ani pieniędzy, by wynająć kogoś do opieki. Bała się, że straci pracę... Trudno było znaleźć jakieś rozwiązanie dla niej, oprócz wyrażenia naszej gotowości na codzienne przyjęcie tych dzieci do naszego domu i zaopiekowania się nimi... Więc - chcąc, nie chcąc - tę gotowość wyraziłyśmy.
- Również w tym czasie inna znajoma Mama z Lublina, samotnie wychowująca trójkę dzieci, zwróciła się do nas z prośbą o pomoc w opiece nad dziećmi. Wspólnota postulatu odpowiedziała na to wezwanie i ilość dzieci w naszym domu się zwiększyła... (choć staramy się zachować między nimi ?bezpieczne odległości? a duży dom temu sprzyja).
- Po paru dniach, telefon od jeszcze jednej bezradnej Mamy z piątką dzieci... Co robić? Przecież chcemy wspierać wielodzietne rodziny... Więc jeszcze dwójkę małych przyjęłyśmy pod opiekę...
Myślę, że w żadną z tych akcji byśmy się nie włączyły gdyby nie epidemia. To ?dzięki niej? Pan Bóg ?zmusił nas? do przyjęcia nowych wezwań, otwarcia naszych serc i przezwyciężenia obaw i lęku... a czasem i lenistwa. Czas pandemii pewnie kiedyś się skończy, ale pytanie, jak ten czas przeżyłyśmy, pozostanie. Oby Bóg dał nam swego Ducha, by przeżyć go jak najlepiej, by nie pozwolić bezowocnie upaść na ziemię żadnej Jego łasce.
Wspomniany wyżej abp Paryża kończy swoją homilię słowami:
?Jeśli w naszym sercu jest odrobina miłości - choć tyle co ziarnko gorczycy - Bóg może z niego uczynić wielkie drzewo miłości, gdzie ptaki będą wiły swoje gniazdo. Wystarczy tylko posiać to ziarenko w swoim sercu i pozwolić Bogu, by dawał mu wzrost. Wystarczy tylko pozwolić Bogu, by działał...?
s. Maria Spychalska fmm
Wspólnota Imienia Jezus w Lublinie