Zgromadzenie Sióstr
Franciszkanek Misjonarek Maryi
Prowincja Europy Środkowej i Wschodniej

Maria Emmanuel, Emmeline Marie Morange urodziła się 18 września 1844 r. we francuskiej rodzinie osiadłej na wyspie Réunion. Wychowywała się w maleńkim miasteczku Sainte-Susanne niedaleko stolicy Saint-Denis. Miała trzech braci, z których jeden wstąpił do jezuitów, drugi pozostał na Réunion a trzeci wyjechał do Paryża i pracował na kolei. Ten ostatni był zmartwieniem dla całej rodziny z powodu swojej obojętności religijnej.

Emmeline w wieku 24 lat, 19 stycznia 1868 r. wstąpiła do Stowarzyszenia Maryi Wynagrodzicielki na Réunion i tu złożyła swoje pierwsze śluby 19 marca 1870 r. Mieszkała kilka lat w klasztorze w Saint-Denis. Latem 1873 r. Maria od Jezusa posłała ją do Madury. We wrześniu tegoż roku znalazła się w Tuticorin z trzema towarzyszkami. Maria od Męki Pańskiej, wówczas prowincjalna, chciała, by zaczęły naukę tamilskiego, ale pozostawiła im pewien czas, by mogły zaaklimatyzować się w nowym miejscu, zanim pośle je do Trichinopoly.

 

Posłana do Trichinopoly Maria Emmanuel została mianowana podekonomką, podasystenką i przeznaczona do formacji tubylczych sióstr. Następnego roku przeniesiono ją do Adeikalaburam, gdzie była bardzo zadowolona z panującego tam ubóstwa i spokoju miejsca. Była szczęśliwa pracując z dziećmi w sierocińcu i samotnymi matkami. Tutaj złożyła swoje śluby wieczyste 6 stycznia 1876 r. i niedługo po tym została asystentką domu w Trichinopoly. To w Trichinopoly zdecydowała się opuścić Wynagrodzicielki i wyjechała do Ootacamund.

Tam przebywała w domu Nazaret podejmując młode siostry Saint-Brieuc i z Châtelets ucząc je tamilskiego i pomagając w zaaklimatyzowaniu się. Maria Emmanuel pełniła w Nazaret funkcję podasystentki i była dyrektorką pensjonatu. Miała wybitne zdolności do nauczania, więc skierowano ją najpierw na naukę języka angielskiego i studia literatury angielskiej, by w przyszłości mogła nauczać.
Po wyjeździe Marii od św. Weroniki z Châtelets, gdzie była mistrzynią nowicjatu do Indii, po tym jak zdecydowała Kapituł Generalna w 1884 r. że zostanie prowincjalną Azji, Maria Emmanuel została mianowana do Châtelets na jej miejsce. W duchu wiary opuściła kochane misje i w marcu 1885 r. wysiadła ze statku w Neapolu. Wielką radością było dla niej spotkanie z Marią od Męki Pańskiej a potem udała się do Châtelets, by objąć swoją funkcję.

Nie pozostała tam długo. Miała trudności jako formatorka zaadoptować się do innej mentalności młodych niż tych na wyspie Réunion czy w Ootacamund. Maria od Męki Pańskiej planowała, by formację nowicjuszek przekazać siostrze nowej generacji pozostawiając Założycielki wolne, by zakładać Zgromadzenie na dalekich i niebezpiecznych misjach. I to Marii de la Rédemption, bliskiej złożenia profesji wieczystej Maria od Męki Pańskiej powierzyła funkcję mistrzyni nowicjatu.
Prośba angielskiego rządu skierowana za pośrednictwem Wikariusza Apostolskiego z Cejlonu, by przysłać siostry do generalnego szpitala w Kolombo, stworzyła okazję, by Maria Emmanuel stanęła na czele wyjeżdżającej grupy sióstr udających się na Cejlon. Została mianowana przełożoną na nowej fundacji i jej zlecono organizację pracy w szpitalu.


W sierpniu 1886 r. Maria Emmanuel przybyła do szpitala w Kolombo, gdzie pracowała 24 lata, aż do swojej śmierci. Wspólnota zamieszkała w niskim, wąskim domu schowanym wśród wysokich, pięknych drzew. Szpital składał się z 6 wielkich pawilonów, które były wielkimi salami mogącymi pomieścić 200 chorych. Maria Emmanuel umiała stawić czoła początkowym trudnościom. Musiała godzić sprawy często ze sobą sprzeczne: te pochodzące z Centrum Zgromadzenia i te od cywilnej administracji szpitala. Siostry nie wszystkie były wykwalifikowanymi pielęgniarkami. Trzeba było je formować i nauczyć angielskiego a przede wszystkim słownika medycznego, by potrafiły się porozumieć z lekarzami. Do tego doszła nauka tamilskiego i syngalskiego, by rozmawiać z chorymi.

Siostry często spotykały się z wrogością świeckich pielęgniarek protestanckich, które miały według umowy zastąpić całkowicie w tym szpitalu. Było to bardzo przykre dla Marii Emmanuel i starała się podchodzić do tych pielęgniarek z wielką miłością. Jeden z dzienników protestanckich prowadził kampanię oskarżającą lekarza, dyrektora szpitala, anglikanina o protekcję sióstr kosztem pielęgniarek świeckich. Tę kampanię Maria Emmanuel zniosła w całkowitym milczeniu, którego życzył sobie biskup. Wielogodzinna praca w szpitalu, pozbawiający sił upał były powodem, że niektóre z sióstr zaczęły chorować. Dlatego ich liczba nie była wystarczająca do obsługi szpitala.

Pokonawszy jednak pierwsze trudności dzięki zdolnościom organizacyjnym Maria Emmanuel doprowadziła swoje siostry do takich umiejętności pielęgnowania chorych, że wszyscy byli zadowoleni. "Poprzez swój takt, roztropność, miłosierdzie, pobożność zobyła powszechny szacunek całego personelu medycznego jak i władz szpitala. Wszyscy bardzo cenili ją i jej współsiostry" - napisał Biskup Kolombo Bonjeau do Marii od Męki Pańskiej. Ojcowie Oblaci prowadzący tę misję uważali, że siostry prowadzą "misję w misji".

W szpitali w Kolombo dwie trzecie chorych było buddystami i siostry zachowując dyskretną przezorność dawały najbardziej przekonywujące chrześcijańskie świadectwo. Lekarzy zadziwiała ciągle rosnąca liczba chorych odkąd przybyły siostry. Nie uciekali oni już ze szpitala i nie bali się poddawać leczeniu. Od 1887 r. z powodu wzrastającej liczby chorych, do pracy w szpitalu zostali zatrudnieni więźniowie i oni wykonywali najcięższe prace. Siostry miały tu całkowitą wolność prowadzić swój cichy apostolat wśród chorych i wśród więźniów.

Wspólnota w Kolombo pod kierownictwem Marii Emmanuel podjęła również inną funkcję. Kolombo było ważnym portem tranzytowym, gdzie przypływali i odpływali misjonarze. Było to skrzyżowanie wszystkich dróg wiodących do Azji. Grupy FMM podróżujących do Indii, Birmy, Chin zatrzymywały się na kilka dni, gdyż wszystkie statki zawijały do tego portu. W 1890 r., gdy siostry gościły grupę sióstr FMM na czele z Marią od św. Jana Chrzciciela w domowym dzienniku napisały: "Jest nas 19 czy dwadzieścia tej nocy w maleńkim domu pod wezwaniem św. Piotra. Z niczym nie można porównać tej radości i wszystkich emocji, jakie wzbudziło to spotkanie rodziny zakonnej. Ściskałyśmy się, płakałyśmy, rozmawiałyśmy. Część nocy spędziłyśmy w taki sposób".

Takie przyjęcie otrzymywały także siostry ze wszystkich innych zgromadzeń, które zatrzymywały się w porcie w Kolombo po drodze na placówki misyjne bez względu na ich liczbę. Domowy dziennik opisuje wiele takich przyjęć nawet w środku nocy. Siostry wspólnoty spały na ziemi, by odstąpić łóżka podróżniczkom.

W 1900 r. przypłynęły do Kolombo statki wojenne udające się w kierunku Chin, gdzie trwała rewolta Bokserów oraz kierujące się w stronę Południowej Afryki na wojnę w Transvaal. W szpitalu w Kolombo byli więc leczeni marynarze z różnych narodowości. W tymże roku siostry podjęły grupę sióstr Szarytek św. Wincentego a Paulo, które udawały się do Pekinu, by zorganizować ambulans.
"Jesteśmy w ciągłym ruchu przez tę wojnę w Chinach. Ĺťołnierze schodzą na ląd podczas każdego z transportów. Do tego na wygnaniu na Cejlonie są biedni więźniowie Boers z Transvaal. Mamy powódź chorych..." - donosi dziennik domowy.

Poproszono też o przenocowanie w klasztorze sióstr misjonarzy księży, którzy zdążając na swe placówki zatrzymywali się na Cejlonie. Nigdy siostry nikomu z misjonarzy nie odmówiły gościny. Miłosierdzie, gościnność i poświęcenie były cechami charakteryzującymi Marię Emmanuel. Wsłuchana jak Założycielka Maria od Męki Pańskiej w znaki czasu pozwalała siostrom zdobywać konieczne dyplomy,. By mogły wykonywać swój zawód organizowała dla nich kursy, bo jak pisała: "iść z XX wiekiem drogo kosztuje, ale trzeba stanąć na wysokości powierzonych nam zadań".

Pod jej mądrym kierownictwem, pod koniec wieku, szpital liczący 800 chorych był doskonale zorganizowany. Władze zapraszały różne osobistości zagraniczne będące przejazdem w Kolombo, by obejrzały modelowy szpital. Lekarze z Cejlonu przysyłali tu młode dziewczęta, by przygotowały się do leczenia chorych w swoich wioskach. Po 20 latach pracy w listopadzie 1908 r. Maria Emmanuel napisała do swojej prowincjalnej Marii od św. Michała: "Nie jestem chora, ale mam kłopoty z poruszaniem się i potrzebuję pomocy, by się przemieszczać" a w dwa lata później w 1910 r. "Wchodzimy w okres upałów, który stał się dla mnie przykry. Jestem bardzo zmęczona i wyjeżdżam do Nuwara Eliya. Pozostanę tam do kwietnia. Ten dom powstał w górach w 1900 r., by siostry, które były coraz bardziej liczne, miały gdzie odpoczywać po trudnej pracy w szpitalu.

Maria Emmanuel nie powróciła już z Nuwara Eliya. Zmarła tam 8 kwietnia 1910 r. Podczas pogrzebu towarzyszył jej wielki orszak prowadzony przez 8 Jezuitów, 12 Oblatów Maryi Niepokalanej i Ojców Sylwestrinów z parafii. Oddali hołd misjonarce, która poświęciła swoje życie chorym a szczególnie tym najuboższym. Maria od św. Damiana na wieść o jej śmierci napisała: "Była duszą kochającą Boga, zajmowała się Bogiem i odczuwała potrzebę Boga".


Maria od św. Damiana, Marie Eleonore Malet od 1914 r. na prośbę Marii od św. Michała, prowincjalnej Indii zaczęła pisać swoje wspomnienia. W ten sposób powstały dwa zeszyty. Jeden obejmujący okres do separacji z Wynagrodzicielkami, a drugi opisywał jej życie do 1905 r. A oto ich treść:


Dzieciństwo i młodość (1837-1870)

Urodziłam się w Bourbon na Wyspie Réunion, w parafii św. Józefa 13 sierpnia 1837 r. Zostałam ochrzczona 28 sierpnia 1837 r. i otrzymałam imię Maria Eleonora. Mój ojciec nazywał się Jean Baptiste Malet a mama miała na imię Urszula i była jego kuzynką. Moi rodzice byli pobożnymi chrześcijanami. Mieli ośmioro dzieci: 6 chłopców i dwie dziewczynki. Dwoje pierwszych i szóste z kolei zmarły jako dzieci. Moja młodsza o 7 lat siostra nie wyszła za mąż. Zmarła w wieku 30 lat. Moja mama miała dwie rodzone siostry, które wiodły bardzo budujące życie i umarły w opinii świętości. Jedna z nich była mężatką druga nie. Ta ostatnia zajmowała się rodzicami. To ona nauczyła mnie czytać i przygotowała do I Komunii św., którą przyjęłam w wieku 11 lat dnia 13 lipca 1848 r. Tego samego dnia otrzymałam sakrament bierzmowania. Udzielił mi go nie biskup, ale delegowany przez Ojca Świętego Prefekt. Dopiero po moim bierzmowaniu Bourbon miało szczęście otrzymać biskupa.

Po mojej I Komunii św. Zrodziło się we mnie pragnienie życia zakonnego. W wieku 14 lat chciałam wstąpić do Córek Najświętszego Serca Maryi, ale moja matka uważała, że jestem za młoda i nie dała mi pozwolenia. Niedługo po tym przyjechały do St. Josef Siostry św. Józefa z Cluny. Przez 14 miesięcy była w ich szkole. Cały czas pragnęłam zostać siostrą zakonną, ale zły stan zdrowia mojej mamy nie pozwalał na realizację moich planów. Miałam 27 lat, gdy zmarła mama, ale wtedy moja obecność w domu stała się jeszcze bardziej konieczna, by pocieszać mojego tatę. Czekałam więc jeszcze 6 lat.
W końcu w marcu 1870 r. wyjechałam do Saint-Denis, stolicy wyspy na rekolekcje do Sióstr Wynagrodzicielek i poprosiłam o przyjęcie. Przyjęły mnie pod warunkiem, że będę komisjonarką.


Wynagrodzicielka 1870-1876

Do klasztoru Wynagrodzicielek przybyłam 23 kwietnia 1870 r. Po odprawieniu rekolekcji wstąpiłam do Nowicjatu 1 maja tegoż roku. Podczas postulatu pracowałam w furcie, w pralni i prasowalni. Obłóczyny miałam 5 sierpnia 1870 r. i od razu zostałam komisjonarką. Tę, którą zamieniałam pozostała jeszcze dwa tygodnie, by mnie wprowadzić w obowiązek. W dni, w które nie wychodziłam z domu pracowałam w spiżarni, pralni i prasowalni. Pierwsze śluby złożyłam 13 sierpnia 1872 r. na koniec wielkich ogólnych rekolekcji.
Kiedy klasztor Wynagrodzicielek nie mógł się już dłużej utrzymać, przełożona prowincjalna otrzymała rozkaz, by siostry i dzieci rozesłać partiami na wyspę Mauritius, do Indii i do Francji. Maria Emmanuel, Maria od św. Sebastiana i inne dwie siostry zostałyśmy posłane do Indii. Pod koniec lipca 1873 r. opuściłyśmy Bourbon i przybyłyśmy do Indii pod koniec sierpnia. Na Cejlonie czekała na nas depesza drogiej Maman Passion byśmy przyjechały do Tuticorin. Zajechałyśmy tam w niedzielę i zastałyśmy jako przełożoną Marię od Najświętszego Sakramentu, która trochę później zastąpiła Maman Passion na stanowisku przełożonej prowincjalnej. Bardzo martwiłam się, że jadę do Tuticorin, ale kiedy przybyła tam Maman Passion chmury się rozwiały. Nie przeszkadzało mi nawet to, że przeszłam małe próbki cierpienia naszej biednej Maman. Bałam się tylko tego, że Maman pozostawi mnie w tym domu samą.

Po kilku dniach Maman Passion zabrała nas na poświęcenie Kościoła do Adeikalamburam. Pozostałyśmy tam 8 dni i następnie podróżowałam przez 6 dni do Trichinopoly. Tam przełożoną była Maria od św. Weroniki a asystentką Maria od Ducha Świętego. Wszystkie siostry tworzyły jedno serce i jedną duszę z naszą Maman. Kiedy ona przechodziła wielkie cierpienia, wszystkie cierpiały razem z nią. Najdoskonalsza, intymna jedność panowała we wszystkich sercach. W Trichonopoly pracowałam jako refektarka, spiżarniana, kucharka, pielęgniarka, pomoc w pracowni, w bieliźniarni oraz jako furtianka.
Pewnego dnia dowiedziałyśmy się, że nasza Maman Passion została zdjęta z urzędu przełożonej prowincjalnej. Przybyła wizytatorka z Europy i tysiące rzeczy opowiadano przeciw naszej biednej Maman Passion. Te, które były z nią po dwóch dniach były przeciwko niej. W końcu doszło do separacji, której detale są znane. Maria od Ducha Świętego, Maria od św. Filipa, Maria Emmanuel i ja opuściłyśmy Trichinopoly, by dołączyć do Maman Passion w Ootacamund. Opuściła ona maleńki dom w Betlejem i zamieszkała w Nazaret.

Przybyłyśmy do Ootacamund o 7 wieczorem. Maman czekała na nas w swoim pokoju. Nie ośmieliłybyśmy opisać naszych emocji, bo bym tego nie potrafiła zrobić. Tego samego dnia Maman oznajmiła wspólnocie, że nastąpiła separacja i te, które pragną, mogą powrócić do Wynagrodzicielek. Tylko jedna siostra Marie Chantal chciała powrócić. Nazajutrz wieczór przybyły z Tuticorin Maria od św. Denisa, Maria od św. Michała i Maria od św. Sebastiana a następnego dnia z Adeikalamburam Maria od św. Jana, Maria de Britto. Było nas 19.

Od pierwszych dni, pomimo swoich cierpień, Maman zajęła się przygotowaniem naszych zwyczajów zakonnych. Zaangażowała się w to całym sercem. Kiedy wybuchła nowa burza nasza droga Maman musiała wyjechać do Europy. Te siostry, które odjrżdżały i te pozostające w Ootacamund przeżyły gorzki ból rozstania. Wydawało się, że nasza maleńka barka tonie. Maman pomimo znoszonych cierpień opisywała ze szczegółami to co robiła w Europie i podnosiła nas na duchu.

Franciszkanki Misjonarki Maryi 1877-1920

To w Nazarecie w Ootacamund złożyłam wieczyste śluby. Nie pamiętam daty, ale był to dzień śmierci Ojca Świętego Piusa IX (7 luty 1878 r.). W Nazaret miałam obowiązek spiżarnianej, pomocy kuchennej, ogrodniczki kwiatowej, bieliźniarni Indyjek, nadzur nad sprawami materialnymi dzieci angielskich, zajmowałam się tercjarkami i jakiś czas byłam asystentką. Rozchorowałam się i lekarz uznał, że nie wyzdrowieję jak nie wyjadę na równinę. Matka przełożona zadecydowała fundację w Coimbatur mimo personalnych braków. Nie wiem czy to było w 1878 czy 1879 roku ( w grudniu 1878 r.), gdy doszłam do siebie zostałam dozorczynią domu. Od pierwszych dni miałyśmy w domu Najświętszy Sakrament i Mszę św. każdego dnia. Jednak nie miałyśmy wystawienia Najświętszego Sakramentu ani błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Każdą niedzielę chodziłyśmy na nieszpory do Katedry i na błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem.

Jako dzieła miałyśmy maleńki sierociniec dla wszystkich dzieci indyjskich, maleńką szkołę angielską dla tych samych dzieci i dzieci z zewnątrz. Z czasem zgromadziłyśmy wielką ilość indyjskich sierot, gdyż był to czas wielkiego głodu. Wysyłałyśmy te dzieci do Ootacamund do Nazaret a pozostawiałyśmy tylko te, które pomagały nam w obowiązkach. Pielęgnowałam również chorych, którzy przychodzili z zewnątrz. Gdy znowu się rozchorowałam i byłam umierająca zanieśli mnie do Ootacamund, gdzie przeszłam długą rekonwalescencję. W tym czasie to Maria od św. Denisa zastępowała mnie w Coimbatur. Myślę, że około 1892 r (1890) byłam wysłana do MĂŠliapour, by pilnować domu podczas nieobecności Marii de Britto, która przebywała w Europie. Po jej powrocie otrzymałam obowiązek asystentki przez pewien czas a potem zajmowałam się pensjonatem i spiżarnią.

W 1894 r. zostałam wysłana na fundację do Palghat jako dozorczyni. Tam prowadziłyśmy szpital i przychodnię. Było dużo nawróceń i chrztów dzieci w niebezpieczeństwie śmierci. Zgromadziłyśmy dużo sierot, które wysyłałyśmy do innych domów. Tylko dwoje wychowałyśmy w klasztorze Palghat. W domu miałyśmy Najświętszy Sakrament a na Mszę św. chodziłyśmy do kościoła parafialnego, który był obok klasztoru. Tam też chodziłyśmy do spowiedzi i na niedzielne wieczorne błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem.

W 1896 r. zostałam zawezwana do Rzymu na Kapitułę Generalną, na której wybrałyśmy ponownie Maman Passion na przełożoną generalną Zgromadzenia. Matka Maria JosĂŠpfine - prowincjalna, Matka Maria Saint Salvator i ja wyjechałyśmy 18 października 1896 r. i przybyłyśmy do Marsylii 1 listopada o 7 wieczorem. Maman przybyła tej samej nocy z Paryża i jest niemożliwe opisać nasze emocje towarzyszące spotkaniu po 20 pełnych cierpienia latach. Trzeba było to wszystko przejść, by nas zrozumieć.

Nazajutrz po południu po zwiedzeniu domu św. Rafała, Maman zabrała nas do Cassine, gdzie spędziłyśmy trzy dni. Potrzebowałyśmy tyle czasu, by zwiedzić tę wielką posiadłość a Maman była zawsze na przedzie maszerując szybko mimo grubych nóg, także miałyśmy problem, by za nią nadążyć.
Dnia 6 listopada pojechałyśmy do Rzymu zatrzymując się w Vintimille, gdzie spędziłyśmy noc w hotelu. O 7 wieczór przybyłyśmy do Rzymu i byłam taka zadowolona, że mogłam zobaczyć dom św. Heleny uświęcony przez cnoty i wielkie cierpienia naszej kochanej Maman. Miałyśmy tam kilka dni odpoczynku (bowiem Maman była bardzo zmęczona i miała wiele spraw do załatwienia oraz przygotowanie Kapituły). Jej cnoty i wielka odwaga pozwoliły jej się szybko podnieść i zabrała się za wielką pracę, jaką było poprowadzenie rekolekcji a następnie Kapituły. Ojciec Rafał dawał wprowadzenia do medytacji biorąc za temat Veni Creator, a Maman głosiła konferencje. Każda minuta naszego pobytu w Rzymie była zajęta.

Podczas tej Kapituły Maman przeżywała prawdziwe radości, ale też wielki ból. Na koniec Kapituły, gdy usłyszałyśmy o ponownym jednogłośnym wybraniu jej na przełożoną generalną, przeszło nam wielkie zmęczenie. Jaka radość w sercach, co za święto w domu św. Heleny! Chciałyśmy widzieć wszystkie domy zjednoczone wokół Maman, by dzielić nasze szczęście. Prawie natychmiast po Kapitule Maman zabrała nas na nową fundację do Asyża. Spędziłyśmy tam pięć czy sześć dni. Zwiedziłyśmy z Maman wszystkie miejsca związane ze św. Franciszkiem i jego braćmi, ze św. Klarą i jej współsiostrami. Z wielkim żalem opuszczałyśmy te miejsca pełne wspomnień o naszym Serafickim Ojcu.

W lutym 1897 r. Maman zabrała mnie ze sobą do Tyrolu, by dopilnować domu św. Karola podczas nieobecności przełożonej, która załatwiała sprawy w Turynie. Gdy powróciła udałam się w drogę powrotną do Rzymu i byłam szczęśliwa, że znów jestem blisko Maman. Moja droga Maman pokazała mi wszystkie święte miejsca w Rzymie i to nie raz, ale wiele razy. W sierpniu Maman wysłała mnie do pilnowania domu w Châtelets, który był bez przełożonej. Byłam bardzo zadowolona, że mogłam poznać drugi dom Zgromadzenia, gdzie Maman tak wiele cierpiała. Byłam szczęśliwa widząc wszystkie młode siostry, nadzieję na przyszłość naszego Zgromadzenia. Cztery miesiące później Maman wezwała mnie do Rzymu, bym pojechała na fundację do Birmy. Przybyła do Rzymu w piątek a wyjechałam w poniedziałek 27 listopada 1897 r. z pięcioma siostrami: Marią od św. Norberta, Marią Antoniettą, oraz s. Perpetuą, s. Primą i s. Redemptą. Opuszczając Matkę tak mocno czułam, że nie zobaczę jej nigdy więcej na ziemi.

Nasza kochana Maman była bardzo zadowolona, że może zacząć to dzieło a jednocześnie bardzo martwiła się o siostry, które wyruszały w drogę. Chciała byśmy miały na drogę błogosławieństwo Ojca Świętego, O. Generała Luisa de Parme, który właśnie podał się do dymisji i pojechałyśmy do Parme. Stamtąd pojechałyśmy do Trieste, gdzie wsiadłyśmy na statek 3 grudnia, który płynął do Birmy. Podróż trwała 52 dni, z tym , że miałyśmy 8 dniowy postój w Bombaju i 8 dniowy postój w Penong. Do Birmy dotarłyśmy 18 stycznia 1898 r. z o. Wehingerem, założycielem leprozorium, który wracał z Europy, gdzie kwestował dla trędowatych i szukał siostry zakonne, by ich pielęgnowały.

Chorzy z Mandalay przygotowali wielkie powitanie dla o. Wehingera; wszystkie budynki i ogrodzenia były udekorowane chorągiewkami we wszystkich kolorach i weneckimi latarniami. Po południu odbyło się rozdzielanie podarków a wieczorem uroczyste błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem pod przewodnictwem biskupa. Nazajutrz rano rozpoczęłyśmy pracę opatrując chorych. Pod koniec listopada 1898 r. zostałam posłana na fundację do Rangoon a Matka Augusta przyjechała mnie zastąpić w Mandalay.

Wspólnota w Rangoon składała się z następujących sióstr: M. Marii Tiburcy - asystentki, M. Marii Klotyldy, s. Kunegundy, s. Marii od św. Fabiana i mnie. Maria Klotylda zajmowała się trędowatą Angielką, która straciła oczy i palce u rąk i trzeba się było nią zajmować, jak dzieckiem. W dodatku była pokryta ranami od stóp do głowy. Choroba uczyniła ją bardzo zgorzkniałą i biedna Matka Maria Klotylda przechodziła nieustanne tortury, które znosiła z heroizmem, z twarzą pełną spokoju, skupienia i pogody. Pod koniec 1899 r. została ona posłana do Indii. Zmarła w Moratuwa pozostawiając siostrom budujący przykład życia.

W styczniu w 1900 r. Matka Maria Antonia, która była prowincjalną wezwała mnie do Indii i Matka Maria CĂŠleste zastąpiła mnie w Rangoon. Kiedy przybyłam do Ootacamund to Maria od Cherubinów była przełożoną domu i jednocześnie miała obowiązek dyrektorki szkoły. Matka Prowincjalna, by ją odciążyć dała mi ten drugi obowiązek. Nie czując się zdolną, by go podjąć powiedziałam o tym Matce Prowincjalnej, która tak to zorganizował, że mogłam go opuścić. Byłam więc dyspozycyjna robić to, co mi poleci czy to tutaj czy w innych domach prowincji.

W krótkim czasie po założeniu fundacji św. Apostołów (Góra św. Tomasza, Madras) zostałam tam posłana, ponieważ Matka Maria od Matki Bożej z Lourdes schodzić na cały dzień do szkoły. Na Górze był żłobek, pracownia haftu dla sierot wschodnioindyjskich i pracownia koronek dla sierot indyjskich. Po wyjeździe Matki Marii od Matki Bożej z Lourdes liczne przełożone zmieniały się w domu świętych Apostołów. To ten obowiązek sprawowałam, gdy w 1905 r. przybyła do nas nasz droga Matka Prowincjalna Maria od św. Michała.

Tu kończy się opis życia przez Marię od św. Damiana. Cały czas kontynuowała ona również funkcję wikarii prowincjalnej, którą jej powierzono 1897 r., towarzysząc często w wyjazdach prowincjalnej do Birmy, na Cejlon i w Indiach. To podczas jednej z podróży, przejeżdżając przez Trichinopoly 26 listopada 1908 r. mogła spotkać w klasztorze, w którym sama mieszkała jako Wynagrodzicielka, indyjskie siostry, które kiedyś poznała i które tam zamieszkały. Indyjskie siostry przyjęły ją i jej towarzyszkę z wielką radością i ze wzruszeniem wspominały wspólnie Passion Tayar.

W 1911 r. z powodu słabego stanu zdrowia pozostawiła wszystkie obowiązki i zamieszkała w domu św. Tomasz w MĂŠliapur. Z wielką prostotą była posłuszna młodym przełożonym, które ją zastąpiły. Była szczęśliwa, że mogła pomagać przy bardziej pokornych pracach. Kilka tygodni przed śmiercią 5 sierpnia 1920 r. Maria od św. Damiana przeżyła radość świętowania swojego złotego jubileuszu życia zakonnego. Biskup MĂŠliapur de Castro z ojcowską delikatnością pozwolił, by Msza św. została odprawiona w jej pokoju przez młodego księdza, którego znała z niższego seminarium. W kaplicy Biskup odprawił pontyfikalne Oficjum i powiedział kilka słów na temat Czcigodnej Jubilatki, dla której żywił głęboki podziw. Było to bardzo przejmujące usłyszeć chorą siostrę odnawiającą swoje oddanie Jezusowi. Asystowała jej Matka Maria od św. Albana, również jubilatka i jako jedyna, która pozostała z Założycielek. Ten dzień upłynął pośród wielkiej radości.

Nazajutrz po jubileuszu Maria od św. Damiana zaczęła powoli przygotowywać się na spotkanie z Panem. Maria od św. Katarzyny pisała, że "bardzo cierpiała i te cierpienia coraz bardziej się wzmagały. Byłyśmy bezsilne i smutne, bo nie mogłyśmy jej pomóc i nie mogłyśmy pragnąć, by pozostała dłużej na ziemi. Ona była zawsze całkowicie zdana na wolę Bożą i powtarzała "ani minuty wcześniej ani minuty później, tylko kiedy Jezus zechce". 11 sierpnia otrzymała Ostatnie Namaszczenie około 18.30 wieczorem i poczuła ulgę. Podczas nocy nastąpił mocny kryzys i w środku nocy otrzymała Wiatyk. Dnia 13 sierpnia obchodziła 84 urodziny. Była bardzo słaba, iż myślałyśmy, że tego dnia zostanie wyzwolona z tych cierpień i pójdzie po wieczną nagrodę.

Nagle wieczorem jej fizjonomia zmieniona przez cierpienie się rozjaśniła i zaczęła się uśmiechać. Poczuła się tak dobrze, że cała wspólnota zgromadziła się w jej pokoju razem z zakonnicami indyjskimi na wieczorną rekreację. Przyniosłyśmy harmonium i śpiewałyśmy pieśni, o które prosiła. Kiedy wszystko się skończyło, w środku ogólnej ciszy, usłyszałyśmy bardzo jasny, ekspresywny i harmonijny głos chorej. Śpiewał pieśń do Maryi, którą wcześniej jej śpiewałyśmy. Byłyśmy zdumione. Kiedy chciałyśmy wyjść z jej pokoju ona podniosła rękę, by do niej podejść. Gdy każda podchodziła do jej łóżka, nakreślała duży znak krzyża dotykając czoła, piersi i ramion każdej. Gdy podeszły Matka Prowincjalna i Matka Wikaria w taki sam sposób uczyniła na nich znak krzyża. Zostawiła nam w ten sposób niezapomniane wspomnienie.

Liczyła, że umrze we Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny 15 sierpnia, ale kiedy ten dzień minął była zawiedziona. 18 sierpnia było święto św. Heleny i wieczorem powiedziała: "Passion Tayar przyjdź po mnie". W nocy z 18 na 19 sierpnia obudzono Matkę Prowincjalną, bo Maria od św. Damiana miała kłopoty z oddychaniem, nie mogła już mówić, ale jednoczyła się z nami w modlitwie. Będąc u jej nóg widziałam jak chciała wymówić imię Jezusa i Maryi, wezwania, które jej podsuwała Matka Prowincjalna. Miała oczy skierowane w jednym kierunku i powoli jej wzrok stawał się jakby był za zasłoną. Jej ostatniego oddechu nikt nie zauważył, gdyż zasnęła bardzo łagodnie, W tym momencie nie było widać u niej ni strachu, ni obawy, ni niepokoju, ale absolutny spokój.

Po śmierci jej ciało wyglądało o wiele młodziej i zrobiło się piękne. Wydawało się, że słodko odpoczywa. Zawieziono je do Ootacamund i pochowano na małym cmentarzu w Nazaret obok Marii od bł. Jana de Britto. Już wcześniej było zdecydowane, że zostanie pochowana w Otacamund i jej miejsce zostało przewidziane na prawo od wielkiego krzyża. Kiedy Maria od św. Damiana ostatni raz była w Ootacamund powiedziała Teresie, Indyjce, która znała wszystkie Założycielki na odchodne: "Kiedy umrę przywiozoą mnie tutaj i pochowają obok Marii Britto". Oczywiście nikt wcześniej nie mówił na ten temat. Ona zadecydowała, że zostanie pochowana pod krzyżem. Blisko jej grobu znajduje się wielki świerk i jego gałęzie schylają się nad nim. By do niego dojść trzeba było się mocno pochylić, by rzucić na trumnę ziemię.

Nazajutrz w niedzielę jedna z Indyjek, która zajmowała się niemowlętami, poszła wcześnie rano, by pomodlić się na grobie Marii od św. Damiana. Modląc się zobaczyła zawieszony nad grobem na gałęzi plaster miodu w kształcie serca. Zdjęła szybko i przyniosła Matce Prowincjalnej, która go zachowuje jak najbardziej cenną rzecz, symbolizującą słodycz serca tej, która była samym dobrem i miłosierdziem".
Maria od św. Damiana zawsze pragnęła przejść przez życie niezauważona, ale swoją spontanicznością, radością i pełnym pokoju uśmiechem zdobywała wszystkich, pociągała przez swoją świętość. Heroiczne było jej posłuszeństwo, ubóstwo oraz uderzał wszystkich jej duch wiary i modlitwa. Sekret jej pokory i pogody ducha ukazuje Magnifikat, który często powtarzała w chwilach radości jak i próby. Z niego czepała ducha do realizowania swego powołania FMM.

Dużo później Maria Celesta od Jezusa, która znała Marię od św. Damiana w Birmie i w Indiach napisała o niej bardzo budujące wspomnienia: "Matka Założycielka wezwała ją z Indii, by pokazać młodym misjonarkom Zgromadzenia typ misjonarki według jej serca. Maria od św. Damiana po krótkim pobycie w Rzymie została posłana do Francji, aby odwiedzając tam nasze domy pozostawić w nich zapach swoich cnót, które opierały się na całkowitym zapomnieniu o sobie i życiu tylko dla Boga. Jakżesz nie zacytować tego, co Matka Założycielka napisała w "Dzienniku Matki do swoich córek" w 1897 r. " Muszę ponieść kolejną ofiarę. Oddaję Marię od św. Damiana siostrze Marii Charles. One pojadą zobaczyć dom św. Karola w Turynie, Fryburg a potem Maria od św. Damiana pojedzie do Paryża, Belgii i Bretanii. Będzie to z pożytkiem dla wszystkich matek i sióstr, gdy zobaczą Matkę Marię od św. Damiana tak wierną i dobrą i zachowają o niej dobre wspomnienia. Bardzo mnie to kosztuje, że Maria od św. Damiana wyjeżdża" (28 stycznia 1897 r.)"Myślę, że nasze domy na północy Francji doczekają się wizyty naszej dobrej MM od św. Damiana. Naśladujcie jej posłuszeństwo i prostotę" (27 czerwiec 1897 r.)

Jest tak wiele rzeczy, które pragnęłabym zacytować z listów Marii od św. Damiana w listach do Założycielki. Kiedy wyjechała do Mandalay napisała 2 grudnia 1897 r.: "Kochana Maman nie martw się o swoje córki. Poprzez Twoje błogosławieństwo i modlitwy dobry Bóg czuwa nad nami, nawet jeżeli pozwoli, by jedna czy druga zachorowała. Kochana Maman raduj się, bo jest to dowód, że nasz Pan zaakceptował ofiarę Twojej matczynej miłości posyłając Mu swoje dzieci do tego dzieła. Bądź pewna, że z Bożą łaską one nigdy nie będą smutne. Chcąc mówić za wszystkie nie chcę Matki niepokoić."

Rok później została posłana do Rangoon: "Jestem gotowa Kochana Maman i wyjadę w poniedziałek (pisała w piątek). Ĺťałuję bardzo moje drogie siostry, które są takie dobre i z którymi rozpoczęłam to dzieło. Jednocześnie jestem szczęśliwa, że mogę spełnić prośbę Kochanej Maman. Mam nadzieję, że Matka zawsze odnajdzie starą Damian gotową wyjechać na pierwszy sygnał. Jest dokładnie rok, jak dostałam sygnał wyjazdu do Mandalay. Dzisiaj przygotowuję się do wyjazdu do Rangoon. Jestem żołnierzem armii Niepokalanej Dziewicy".

W Rangoon wspólnota miała wielkie trudności w relacjach z kapelanem, które sprawiały Marii o św. Damiana głębokie cierpienie: "Przeżyłam śmieszny moment ostatnimi czasy. Cierpiałam w moim sercu, ciele i duszy. Wszędzie było ciemno. Teraz ciało czuje się lepiej, ale potrzebuję Twojej modlitwy Maman, by iść naprzód mimo tych ciemności. Nieważne gdy cierpię a nawet upadam, bo kiedy upadam czuję się w ramionach miłosiernego Ojca. W końcu Magnifikat zawsze!" (9 lipca 1899 r.)

"Jesteśmy we trzy, które nie jesteśmy w papierach ojca. Ale to nic, nie martwię się tym. Papiery dobrego Boga i Zgromadzenia nam wystarczą. To choroba czyni ojca momentami śmiesznym. Nasz siostry dostają od niego ostre uwagi, na które nasza natura się buntuje, ale w tym samym czasie trzeba im pomóc zrozumieć, że jest też ręka Boga wśród tych małych nędz i możemy z tego wynosić korzyści dla nieba. Ofiarowałyśmy się jako ofiary całopalne, trzeba więc zaakceptować nasze wydawanie się na ofiarę." (12 czy 14 października 1899 r.)

Maria od św. Michała jej prowincjalna w latach 1905-1918 bardzo ceniła swoją Wikarię Marię od św. Damiana, nie tylko za to, że była jedną z najbardziej drogich towarzyszek Marii od Męki Pańskiej, ale podziwiała jej cnoty a szczególnie pokorę. Bardzo szybko dostrzegła, że ta ostania wynika z jej zdrowego sądu na swój temat i wielkiego życiowego doświadczenia. Dlatego stanowiła dla niej wielką duchową podporę. Pisała o tym w jednym z listów: "Jestem pewna, że modlitwa Matki Wikarii przyciąga wiele łask dla Zgromadzenia i dla mnie. Jest to wielkim pocieszeniem dla mnie, że mam ją przy sobie, by zakrywać moje nędze. Im bardziej ją poznaję, odkrywam dobroć naszej małej Marii od św. Damiana. Tak naprawdę czy nie jest to efekt jej ducha wiary, że jest do mnie tak bardzo przywiązana, jak to jest w rzeczywistości. Mówię w jej obecności prosto, co myślę na temat moich trudności z pewnymi osobami i sprawami i nie zawsze jest ona tym zbudowana. To mi sprawia ulgę i nie zwracam często uwagi, że może to jej sprawiać ból. Ale tak naprawdę chcę dojść tylko do prawdy, jak to robiła Maman Passion mówiąc to w duchu miłosierdzia."

Ze swojej strony Maria od św. Damiana była szczęśliwa, że w Marii od św. Michała widziała prawdziwą córkę Założycielki, tę która starała się ożywiać ducha wierności Konstytucjom i Księgom Zwyczajów Zgromadzenia. Sekret życia całkowicie oddanego Bogu znajdujemy w jej liście pisany do Marii od Męki Pańskiej 6 października 1885 r.: " Pytasz mnie co zrozumiałam z Bożego życia, które niszczy w nas życie ludzkie. Matko nasz Pan przyszedł nie tylko nas zbawić, ale byśmy żyły życiem Bożym. On jest naszym modelem i On nam powiedział: "Jeżeli chcesz być Moim uczniem zaprzyj się samego siebie, weź krzyż swój i Mnie naśladuj" A więc wszystko w tym jest w opozycji do życia ludzkiego, które szuka siebie we wszystkim, odrzuca krzyż i w konsekwencji znajduje się daleko od Jezusa. Matko, by żyć życiem Bożym trzeba energicznie odrzucać nasze własne myśli, nasze pragnienia i interesy, naszą wolę, by otworzyć się na myśli, pragnienia i wolę Jezusa.

Co robi Jezus? On robi tylko jedną rzecz. On spełnia wolę Ojca we wszystkim, zawsze i wszędzie. On poddał się całkowicie tej woli. Wydaje mi się, że zakonnica, która stara się każdego dnia, by ją przenikały uczucia Jezusa i kiedy powtarza wiele razy w ciągu dnia słowa: "Oto ja służebnica Pańska" bardzo szybko zniszcz w sobie życie ludzkie poprzez życie Boże. Kompletnie zapominając o sobie będzie miała oczy zwrócone na Jezusa, by Go naśladować możliwie jak najlepiej. Wydaje mi się Matko, że tym więcej dusza znajduje się na drodze Bożej im bardziej staje się wierna i tym bardziej Jezus się jej objawia. Chcę powiedzieć, że daje jej światło, by wiedziała czego od niej pragnie. Jedyną bardzo ważną rzeczą jest być tam, gdzie nas chce Bóg, robić, co On chce, być całkowicie dyspozycyjną, by być tym, kim On nas chce mieć. W końcu czynić wszystko, jak czynił Jezus, żyć Jego życiem, życiem ofiarowania siebie Ojcu i przyjęcia cierpienia, życiem miłością. Miłością do Ojca i miłością do dusz.."

 Tłumaczenie z francuskiego s. Anna Siudak FMM